Dzień trzeci . Gołąbki i wegańskie burgery
June 07, 2017
07.06.17 – dzień trzeci
Zdecydowałam poświęcić trochę czasu, żeby znaleźć lekkie i smaczne przepisy, bo, szczerze mówiąc, już nie mogłam jeść zwykle owoce i warzywa. Znalazłam dużo wegańskich potraw u znanego Jamie Olivera.
Na śniadanie chciałam zjeść czegoś słodkiego, więc zrobiłam herbatniki z cytryną i wypiłam z herbatą. Naprawdę nigdy w życiu nie pomyślałabym, że takie herbatniki nie zawierają mleka albo jajek.
Drugi raz w swoim wegańskim życiu jadłam humus. Pierwszego razu on był na tyle brzydki, że kasza manna w przedszkolu nie była zła w porównywaniu z humusem. Wyrzuciłam wtedy swoje 6 zł do kosza.
Następnego razu on był naprawdę dobry, a razem z chipsami warzywnymi wydawał się prezentem od boga jedzenia.
Kiedy nadszedł czas na obiad, postanowiłam zrobić zupę z grzybami i szpinakiem. Póki moje arcydzieło się gotowało, jakaś straszna siła (zapach smażonego mięsa) pociągnęła mnie na balkon. Przykleiłam się do podłogi i nie mogłam oderwać się od soczystego mięsa, które sąsiedzi gotowali na grillu.
Podczas gdy mięso z grilla kusiło mnie, moja zupa zdecydowanie obraziła się i się wygotowała.
Przygotowałam natomiast soczewicę z marchewką i szpinakiem. Nie było tak żłe, ale zapach grilla nie chciał znikać.
Wieczorem postanowiłam zdobyć motywację kontynuować dietę i poszłam kupić nowy mop dla koleżanki, która będzie miała miesiąc porządków.
Na drodze do Ikei przede mną płynęły skrzydełka z KFS (których nie jadłam nigdy w życiu, ale w takich okoliczności wyglądały naprawdę super), kebaby i burgery z perfekcyjnie położonym serem i wołowiną. Zrobiłam duży wysiłek, żeby skręcić i przestać o tym myśleć.
Wszystko było w porządku, myśli o mięsie już zaczęły znikać, ale nagle mężczyzna, który stanął przede mną w kolejce, zaczął rozmawiać przez telefon o gołąbkach. „U nas w rodzinie lubi się gołąbki”, „moja babcia robi najlepsze gołąbki”, „przychodź do mnie na gołąbki”. Mi się wydaje, w życiu nie słyszałam tyle razy słowo „gołąbki”.
Przynajmniej kupiłam mop i z dumą zostawiłam na łóżku sąsiadki.
Wieczór spędziłam z przyjaciółmi w wegańskiej restauracji "Krowarzywa". Byliśmy naprawdę zaskoczeni, bo jedliśmy przepiękne potrawy. Chciałam zabrać kucharzy ze sobą do domu, żeby oni gotowali takie jedzenie dla mnie codziennie.
Zdecydowałam poświęcić trochę czasu, żeby znaleźć lekkie i smaczne przepisy, bo, szczerze mówiąc, już nie mogłam jeść zwykle owoce i warzywa. Znalazłam dużo wegańskich potraw u znanego Jamie Olivera.
Na śniadanie chciałam zjeść czegoś słodkiego, więc zrobiłam herbatniki z cytryną i wypiłam z herbatą. Naprawdę nigdy w życiu nie pomyślałabym, że takie herbatniki nie zawierają mleka albo jajek.
Drugi raz w swoim wegańskim życiu jadłam humus. Pierwszego razu on był na tyle brzydki, że kasza manna w przedszkolu nie była zła w porównywaniu z humusem. Wyrzuciłam wtedy swoje 6 zł do kosza.
Następnego razu on był naprawdę dobry, a razem z chipsami warzywnymi wydawał się prezentem od boga jedzenia.
Kiedy nadszedł czas na obiad, postanowiłam zrobić zupę z grzybami i szpinakiem. Póki moje arcydzieło się gotowało, jakaś straszna siła (zapach smażonego mięsa) pociągnęła mnie na balkon. Przykleiłam się do podłogi i nie mogłam oderwać się od soczystego mięsa, które sąsiedzi gotowali na grillu.
Podczas gdy mięso z grilla kusiło mnie, moja zupa zdecydowanie obraziła się i się wygotowała.
Przygotowałam natomiast soczewicę z marchewką i szpinakiem. Nie było tak żłe, ale zapach grilla nie chciał znikać.
Wieczorem postanowiłam zdobyć motywację kontynuować dietę i poszłam kupić nowy mop dla koleżanki, która będzie miała miesiąc porządków.
Na drodze do Ikei przede mną płynęły skrzydełka z KFS (których nie jadłam nigdy w życiu, ale w takich okoliczności wyglądały naprawdę super), kebaby i burgery z perfekcyjnie położonym serem i wołowiną. Zrobiłam duży wysiłek, żeby skręcić i przestać o tym myśleć.
Wszystko było w porządku, myśli o mięsie już zaczęły znikać, ale nagle mężczyzna, który stanął przede mną w kolejce, zaczął rozmawiać przez telefon o gołąbkach. „U nas w rodzinie lubi się gołąbki”, „moja babcia robi najlepsze gołąbki”, „przychodź do mnie na gołąbki”. Mi się wydaje, w życiu nie słyszałam tyle razy słowo „gołąbki”.
Przynajmniej kupiłam mop i z dumą zostawiłam na łóżku sąsiadki.
Wieczór spędziłam z przyjaciółmi w wegańskiej restauracji "Krowarzywa". Byliśmy naprawdę zaskoczeni, bo jedliśmy przepiękne potrawy. Chciałam zabrać kucharzy ze sobą do domu, żeby oni gotowali takie jedzenie dla mnie codziennie.
0 comments