Dzień siódmy. Szczęście i mięso w lodówce

June 11, 2017

11.06.17 - dzień siódmy
Od samego ranu uśmiech z mojej twarzy nie schodził. Przeżyłam już prawie tydzień weganizmu i razem z tym zdradziłam steki, kotlety i skrzydełka, ale myśl, że już od następnego dnia będę mogła biegnąć w sklepie i chwytać wszystko, co widzę, robiła mnie szczęśliwym człowiekiem.
Śniadanie było dość ascetyczne – ziemniaki i pomidory. Jadłam to, myśląc, że już jutro będę miała w talerzu nie zwykłe warzywa, a płatki z mlekiem i kanapki z serem.
Po południu poszłam z przyjaciółmi na piknik. Oczywiście pokusa zjeść pyszną świninę była niezmierna, ale ja się powstrzymałam. Musiałam smażyć warzywa. Chociaż też było nieźle, ale talerze przyjaciół z mięsem i ziemniakami nie dawały mnie spokoju.
Gwiazdą obiadu były otrębowe parówki, które przypominały tanie parówki z bułką. Mój talerz wyglądał na tyle biednie, że nawet psy omijały go.
Wieczorem pobiegłam do sklepu i kupiłam sobie ulubione jogurty, 3 litry mleka, 2 kg mięsa, 4 rodzaje serów. Twarz sąsiadki, kiedy ona zobaczyła to wszystko w lodowce, ja na zawsze zapamiętam.
Zasnęłam z myślą o jutrzejszych potrawach i o tym, jak koleżanka będzie sprzątać całe mieszkanie, podczas gdy ja będę delektować się pieczonym mięsem z topionym serem.


You Might Also Like

0 comments